Najlepsza odpowiedź
Całkowicie dopuszczalne jest nazywanie prawnika „doradcą”. Jest formalny i okazuje szacunek dla stanowiska. Sędziowie używają tego terminu czasami, zwracając się do prawników w sądzie. Podczas rozmowy z prawnikiem większość ludzi po prostu trzyma się nazwisk. Wiele lat temu, zwracając się do prawników, używano terminu „pułkownik”, ale od tamtej pory to wyszło z mody – chociaż czasami słyszałem to na dalekim Południu. Prawnicy nie powinni nazywać siebie doradcami.
Odpowiedź
Teoretycznie możesz, ponieważ masz coś, co technicznie nazywa się doktoratem. W praktyce inni prawnicy i sędziowie uznają cię za nieznośnie pretensjonalnego, a prawdziwych lekarzy – nie mówię o tych szarlatanach, którzy pracują rękami, ale uczeni, pomyślą, że jesteś żartem. Jestem doktoratem JD. Uzyskanie doktoratu wymagało ode mnie ukończenia dziewięciu lat studiów podyplomowych, opanowania niezliczonych metod badawczych i napisania rozprawy, która miała przekonać komisję naukowców wagi ciężkiej z większą liczbą publikacji niż jestem wysoki, że był to znaczący oryginalny wkład w naukę.
Moja rozprawa miała 400 stron i była napisana 10-punktową czcionką. Opublikowałem co najmniej trzy artykuły w recenzowanych czasopismach o bardzo niskim współczynniku akceptacji i prawdopodobnie mógłbym opublikować osiem lub dziewięć więcej, gdybym się nie znudził tematem. To prawda, trochę przesadziłem. Moi doradcy zachowali mówiąc mi po przejściu około 200 stron: „Możesz teraz przestać”. Powiedziałem im: „Jeśli przestaniesz dawać mi zastrzeżenia, na które muszę odpowiedzieć, przestanę”. I faktycznie przestałem tylko dlatego, że musiałem złożyć rozprawę, aby ukończyć ten rok.
Mój dyplom prawniczy wymagał ode mnie ukończenia ponad 30 kursów i zdania egzaminu końcowego z każdego. Nie są wymagane żadne badania, z wyjątkiem dwóch seminariów, w których brałem udział, które wymagały dokumentów. Opublikowałem oba te artykuły w recenzowanych czasopismach, o których moi instruktorzy powiedzieli mi później, że jest całkowicie wyjątkowy – nikt, kogo znali, nigdy wcześniej tego nie zrobił – Ale mogłem to zrobić tylko dzięki mojemu doktoratowi i mojej umiejętności pisania prace naukowe zdobyte w ciągu dziewięciu żmudnych lat.
W prawie, magister jest wyższym stopniem niż JD. A to naprawdę tylko dodatkowy rok studiów prawniczych w określonej dziedzinie, takiej jak podatki. Istnieje SJD (Doctor of the Science of Laws), który w rzeczywistości jest doktorem prawa, ale prawie nikt go nie otrzymuje. Znam kogoś, kto to zrobił, jedną osobę, jego życiową ambicją było zostać profesorem prawa, co zrobił, a nie praktykującym prawnikiem.
Nie zrozum mnie źle. Moje prawnicze wykształcenie z Ohio State University College of Law, szkoły z pierwszej pięćdziesiątki, a więc nie T-14, nie tylko dało mi podstawy, na których zarabiam na życie (doktorat nie wyszedł) był chyba najlepszy doświadczenie edukacyjne, które miałem w życiu. Było rygorystyczne, wymagające, interesujące; ogólnie doskonałe. To było naprawdę dobre wykształcenie prawnicze.
Oprócz mojej licencji prawniczej, mój dyplom prawniczy OSU jest jedynym utworem tapet, które mam. Dyplom doktora i inne fantazyjne stopnie są w szafie. I to właśnie dyplom prawniczy i związana z nim licencja przynoszą do domu substytuty mięsa na bazie soi (jestem wegetarianinem). Ale Stopień naukowy prawnika tak naprawdę nie czyni mnie doktorem, aw oczach tych z nas, którzy są, roszczenie prawników o doktorat byłoby śmieszne. To „kwalifikacje zawodowe, a nie stopień naukowy.
Ponadto wielu prawników, większość i prawie wszyscy dobrzy, przeprowadza wiele badań i analizuje, co w szerokim sensie oznacza doktorat należne, ale dowiesz się tego w pracy.
Rozumiem, że nazywanie stopnia prawniczego tytułem doktora jest niedawną innowacją i że w dawnych czasach tytuł prawnika był licencjatem, chociaż studia podyplomowe w Stanach Zjednoczonych. W innych krajach, w których obowiązują inne standardy, na przykład w Niemczech, jeśli masz wykształcenie prawnicze, możesz nazywać siebie lekarzem bez wyśmiewania się.
Krótko i długo: nie rób tego. A tak przy okazji, większość doktorów też nie nazywa siebie lekarzami. Jeśli byłeś na uniwersytecie, zakłada się, że masz doktorat, a przynajmniej był. Uczyłem w jednej szkole, w której uczniowie nazywali profesorów „Dr.” Za pierwszym razem, gdy któryś z nich mi to zrobił, mimowolnie rozejrzałam się dookoła zaskoczona, żeby zobaczyć, czy jest tam mój ojciec. Jestem doktorem drugiego pokolenia, kiedy on był w przemyśle i miałem doktorat z matematyki, gdzie nie zakładano, że masz doktorat, ponieważ tam pracowałeś. Ludzie nazywali go Dr. Schwartz. Powiedziałem uczniom, żeby nazywali mnie Justin. Nalegali.
Ostatnia historia. Zabrałem swoje dzieci na cukierek albo psikus, kiedy były małe, i nosiłem mój akademicki szlafrok, kaptur i czapkę z kukurydzy Michigan i niebieskiej, aby zabrać je po okolicy. Jedno z dzieci powiedziało do mnie, kim masz być? Powiedziałem, że jestem lekarzem. Dzieciak spojrzał na mnie sceptycznie: jego doświadczenie z lekarzami dotyczyło ludzi, którzy nosili biel i zapewniali opiekę zdrowotną.Nie, powiedziałem, jestem prawdziwym lekarzem, a nie jednym z tych typów medycyny. Był zdezorientowany. Nie próbowałem wyjaśniać. Nie jestem pewien, gdzie są moje regalia, ale prawdopodobnie mógłbym je znaleźć, gdybym ich szukał.