Najlepsza odpowiedź
Sprzedaż cukierków w szkole nie narusza prawa.
Tak jak w przypadku, nikt nie pójdzie do więzienia za sprzedaż cukierków w szkole.
Ale nie ma gwarancji, że szkoła nie znajdzie sposobu, aby oskarżyć każdego, kto próbuje zrób to.
Kiedyś mój kolega z collegeu Nicholas był drugą klasą w chińskiej szkole podstawowej.
Jak wszyscy inni, pod koniec pierwszej klasy miał zaszczyt zostać członkiem Young Pioneers, masowej organizacji młodzieżowej prowadzonej przez Komunistyczną Ligę Młodzieży, która podlega Komunistycznej Partii Chin.
Jednak w połowie drugiej klasy jego członkostwo w Young Pioneers został unieważniony.
Powód? Znaleziono go sprzedającego cukierki w szkole.
W rzeczywistości nie tylko sprzedawał cukierki w szkole, o czym przekonali się nauczyciele i dyrektorzy szkoły.
Kupił cukierki w pobliskim sklepie do jego domu. Odkrył, że kupując dużą ilość cukierków, dostanie duży rabat. Kupił więc cukierki ze sklepu w bardzo dużych ilościach po niskiej cenie i sprzedawał je w szkole po normalnej cenie, ale nieco niższej niż w sklepach ze słodyczami w pobliżu szkoły. Jako zachętę oferował zniżki każdemu, kto kupił więcej niż trzy.
W rezultacie Nicholas został oskarżony o granie na rynku, angażowanie się w różnego rodzaju nielegalny handel i wyrywanie pieniędzy kolegom z klasy przez spekulacje i spekulacje.
Wszystko to były dość poważne oskarżenia, a kara za unieważnienie czyjegoś członkostwa w Młodych Pionierach była bardzo rzadka i bardzo poważna, a nawet niesłychana.
Zostałoby to uznane za wyjątkowo upokarzający przez innych, ale nie przez Nicholasa, który gardził Partią Komunistyczną od najmłodszych lat.
Teraz, gdy został wyrzucony z Young Pioneers, nawet nie zawracał sobie głowy dołączeniem do Młodzieży Liga w gimnazjum.
Dwadzieścia lat po sprzedaży cukierków w szkole Nicholas jest doktorantem ekonomii na prestiżowym uniwersytecie.
Odpowiedz
Odpowiadając anonimowo, ponieważ moja głupia szkoła prawdopodobnie zaczęłaby dla mnie polowanie na czarownice i próbowała mnie pozwać.
Zasadniczo zmienili obiad ja ja. Czas na lunch w mojej okolicy mógł wynosić 30–45 minut. Takie jest prawo, nie więcej ani mniej niż podany czas. Oczywiście mieliśmy już tak krótki czas, że mieliśmy 30 minut. W następnym roku mamy nowego dyrektora. Wszyscy energiczni siódmy biegli korytarzem, aby zobaczyć swoich przyjaciół i zjeść obrzydliwego kurczaka, którego podali. Nazwaliśmy to niesamowitym kurczakiem w czwartek. Czemu? Nie mam pojęcia. Wszyscy nienawidzili kurczaka, ale nadal jedliśmy. Myślę, że nawet wyzwaniem było przekonanie się, kto może utrzymać go w ustach najdłużej. W każdym razie wszyscy usiedliśmy przy naszych stołach z naszymi przyjaciółmi. Ponieważ był to pierwszy dzień w szkole, nie pozwolono nam jeszcze zjeść obiadu, ponieważ musieliśmy przestrzegać pewnych zasad. Zwykle pierwszego dnia w szkole obiad wydłuża się do około 10–15 minut, abyśmy mogli omówić sprawy dotyczące szkoły. Cóż, 10 minut później dyrektor w końcu mówi, że skończył mówić i możemy przystąpić do lunchu. Złapałem swój lunch i usiadłem na miejscu. Wtedy słyszę dzwonek. Myślałem, że to dla innej klasy. To znaczy, wszyscy właśnie dostali swój lunch, na pewno to nie my? Źle. Dyrektor ogłosił przez swój maleńki mikrofon: „Miłego dnia, studenci!” Ja i 80-100 innych dzieci rozglądamy się zszokowani i zdezorientowani. Nie mieliśmy nawet szansy, aby włożyć do ust okruchy niesamowitego kurczaka. Wyrzuciłem tacę i wyszedłem. Sprawdziłem czas. Może wszyscy mieliśmy urojenia, może sprawy zostały trochę spowolnione, ponieważ był to pierwszy dzień – musiał być powód, dla którego nikt nie miał czasu na zjedzenie ich lunchu! OK… Sprawdzam godzinę i- co ?! Lunch zaczął się o 11:25, a było około 11:42… Lunch skończył się jakieś dwie minuty temu. Lunch trwał 15 minut? Zapytałem mojego nauczyciela. Nerwowo powiedziała, że obiad ma teraz 15 minut. Dyrektor nigdy nie powiadomił uczniów ani rodziców. Czemu? Później zapytałem dyrektora. Potwierdził, że obiad trwa teraz 15 minut. Zapytałem go, dlaczego. Powiedział, że ludzie muszą nauczyć się jeść szybciej i nauczyć się zarządzania czasem. Jestem wściekły, zadzwoniłem do mamy przy nim i powiedziałem jej. Z jakiegoś powodu ma zatroskany wyraz twarzy i wtedy nie rozumiałem dlaczego. Moja mama, po przeprowadzeniu wielu badań, później odkryła, że jest to nielegalne. Wykonała kilka telefonów iw ciągu dwóch tygodni nasz obiad trwał 40 minut! Super, dodatkowe 10 minut.